Legendy

Panienka z okienka

InfoGdansk
10 września, 2019

Któż nie słyszał o Panience z Okienka? Motyw blondwłosej piękności wyglądającej z okna i wzdychającego do niej marynarza jest doskonale kojarzony, ale w rzeczywistości niewiele osób może pochwalić się przeczytaniem książki, coraz mniej jest też kojarzony film ze zjawiskową Polą Raksą w roli głównej. Nic dziwnego, archaiczny tekst tej XIX-wiecznej powieści jest trudny w odbiorze, a ekranizacja z 1964 roku nie może się równać ze współczesnymi produkcjami z nurtu kina akcji i przygody.

Historia tej burzliwej i niespodziewanie rozegranej przygody bardzo ciekawa i przy okazji zwiedzania Gdańska warta poznania – wszak akcja toczy się w komnatach i ciasnych uliczkach nadmotławskiego miasta.

Powieść Jadwigi Deotymy Łuszczewskiej na dobre podbiła serca polskich czytelników. Niespodziewane zwroty akcji, ciekawe opisy tętniącego kolorowym życiem miasta, do tego nuta historycznego sentymentu w czasach zaborowego podziału – obok tej powieści rzeczywiście nie można było przejść obojętnie.

Akcja „Panienki z okienka” rozgrywa się w XVII-wiecznym Gdańsku. Pewnego dnia ulicami miasta przechodzi rozradowany orszak weselny i wśród setek zaciekawionych gapiów stał między innymi Kazimierz Korycki – oficer polskiej floty królewskiej. Jego baczny wzrok wnet wyłowił blondwłosą piękność wychylającą się z okna mieszczańskiej kamienicy. Olśniony pięknem nieznajomej dwornie się ukłonił, ale spłoszona panna wnet zniknęła w czeluściach bogato zdobionego domu.

Rozgorączkowany Korycki nie odpuścił i wkrótce potem wiedział, że tak zwany Bursztynowy Dom należy do Johanna Schultza – bogatego bursztynnika i miejskiego rajcy w jednej osobie! Pod pretekstem zainteresowania transakcją handlową dostał się następnie do budynku i bardzo sprytnie wciągnął Schultza w długą i obfitującą w szczegóły rozmowę.
Rychło okazało się, że właściciel kamienicy jest wdowcem, a blondwłosa piękność to Hedwiga – przed laty uratowana z tatarskiego jasyru i przygarnięta przez żonę wspomnianego rajcy. Podobnego losu doświadczył w dzieciństwie również Kazimierz Korycki, on został ordyńcom odebrany, ale o jego siostrze słuch zaginął… Takie to były czasy, magnateria opływała w dostatki, skarb Rzeczypospolitej świecił pustkami, a zagrożeń stale przybywało… Jedyną pamiątką po hedwigowej przeszłości był szkaplerz, który panna nosiła na szyi niczym najcenniejszą relikwię.

Sprytny Korycki rozciągnął rozmowę w czasie i nie wiadomo kiedy w towarzystwie Schultza zasiadł do popołudniowego poczęstunku. Na planie pojawiły się kolejne wyraziście zarysowane postacie. Czeladnik Kornelius rzucał na Koryckiego krzywe i nieprzyjemne spojrzenia, a zgoła inaczej wpatrywał się w krzątającą się w pobliżu Hedwigę. Z kolei pani Flora Korwiczkowa zaskoczyła zebranych swoją urodą i elegancją, dystyngowana dama była wdową po całkiem majętnym rzemieślniku i przy tym osobą o wielkim sprycie i jeszcze większych ambicjach.
Korycki podał się za domniemanego brata Hedwigi, stąd takie zainteresowanie jego postacią i opowiadaną historią.

Poczęstunek nie wiadomo kiedy stał się kolacją, po wielu godzinach Korycki z niekłamanym żalem pożegnał się, odprowadzały go tęskne spojrzenia panny Hedwigi. Młody oficer był bowiem kawalerem jak się patrzy, z gładkim i miłym dla oka obliczem, szykiem i oficerskim fasonem.

Takie były wielkiej przygody początki, młody Korycki odwlekał wyjazd w rodzinne strony, a przebiegła Flora snuła wątki miłosnej intrygi. Jej głęboko ukrytym celem było małżeństwo z Schultzem i przy okazji własność wystawnej kamienicy. Dla uproszczenia niełatwej sprawy zamierzała wyswatać Hedwigę za Koryckiego. Nie próżnował Kornelius, który do ucha Schultza sączył niepochlebne Koryckiemu słowa i opinie.

Po kilku tygodniach Korycki wyznał Hedwidze, że żaden z niego brat, uczucie młodych kwitło i niebawem sięgnęło poziomu nieba. Sprawy przyśpieszyły podczas zabawy w Dworze Artusa, gdzie Korycki oświadczył się pannie Hedwidze, ta z jednej strony uszczęśliwiona, z drugiej jednak odesłała Koryckiego z pytaniem o zgodę do Johanna Schultza, jako ojczyma i prawnego opiekuna.

Niezbyt uszczęliwiony oficer zdobył się na odwagę, ale w rozmowie z rajcą rozbił się o mur chłodnej i stanowczej odmowy. Młody oficer, w gorącej wodzie kąpany, nie poddał się. Jego plan siłowego odbicia panny z pomocą kompanów-oficerów stanowczo odrzuciła Flora – niewiasta przytomnie wskazała na możliwość antykrólewskich i antykatolickich rozruchów. Takich wydarzeń w nowożytnej historii Gdańska rzeczywiście nie brakowało. Potrzebne były bardziej dyskretne działania…

W rozdziale „Miłośc ma skrzydła” Korycki wspierany przez pachołka Macieja rozpoczyna akcję na dachu Bursztynowego Domu. Po solidnym zaplątaniu liny dookoła rzeźby dachowej zsunął się do owalnego okna na poddaszu, tam czekała już wtajemniczona Hedwiga, po czym młodzi spuścili się po linie na opustoszałą ulicę. Następnie pobiegli do pobliskiej gospody, gdzie w gotowości czekał koń z niezbędnym ekwipunkiem. A ponieważ pora była bardzo późna – pędem ruszyli do miejskiej bramy, która okazała się być już jednak zamknięta!!

Niezwykłym zbiegiem okoliczności z polowania wracał burmistrz Freimuth ze swoją świtą, bramę więc wyjątkowo otwarto, a z zamieszania skwapliwie skorzystali uciekinierzy, chwilę potem galopem ruszyli ku wolności, zostawiając za sobą szykujące się do snu miasto.

Zwisającą linę wypatrzył szwendający się po ulicach Kornelius i wnet narobił krzyku o włamaniu do Bursztynowego Domu. Gęstniał tłum gapiów, przybiegli miejscy strażnicy, a wkrótce potem roztrzęsiony Schultz krzyczał o porwaniu Hedwigi.

Wolała młodego zucha niż tego starego pierkosa

Tak gapie komentowali niecodzienną sytuację. Wkrótce potem ruszył konny pościg, na czele którego stanął Schultz, dołączył też burmistrz z rajcami i… uzbrojony w rusznicę Kornelius. Wnet pościg doszedł skulonych i wystraszonych uciekinerów, mimo apelu burmistrza Freimutha o umiar i rozwagę nocną ciszę rozdarł huk gromkiego wystrzału… Martwy Korycki runął z konia, a Schultz dopadł do rozpaczonej Hedwigi, w szamotaninie rozdarł się hedwigowy szkaplerz, po czym rajca pocwałował z zapłakaną panną do nie tak odległego Gdańska.

Celny i śmiertelny strzał oddał Kornelius, po dłuższej dyskusji postanowiono porzucić nieboszczyka przy prowadzącym do Oliwy gościńcu.

Przez kolejne dni Hedwiga rozpaczała w samotności, ale pewnego ranka do jej komnaty wślizgnęła się Flora i wyszeptała pannie do ucha: „Pan Kazimierz jest żyw”. I tak też było, ciężko rannego Koryckiego znaleźli jego wojenni kompani, po czym natychmiast przewieźli do oliwskiego klasztoru. Tam pod okiem cystersa-medyka młody oficer wracał do sił, a z udziałem pani Flory, braci-cystersów i oficerów-kompanów rodził się kolejny plan…

Musiał być przeprowadzony szybko i skutecznie, bo Schultz coraz głośniej sugerował swoje małżeństwo z … Hedwigą.

Akcja powieści przenosi czytelnika do wielkopolskiej Dobrowoli, gdzie trwały przygotowania do ślubu i wesela syna starościny i wybranki jego serca Krysi. Do odświętnie przystrojonej wsi wjechał Kazimierz Korycki, od zaciekawionych wieśniaków wnet zorientował się w sytuacji.

„Bóg zapłać! Z drogi, chamy!”

– Tak krzyknął Korycki i bez wahania ruszył w stronę szlacheckiego dworu. Starościna-wdowa wyczekiwała tam weselnego orszaku. Korycki wdał się rozmowę, z której rychło okazałało się, że wiele lat wstecz starościna straciła córkę porwaną w okolicach Lwowa przez grasujący czambuł tatarski. Dziewczynki nigdy nie udało się odnaleźć, rozdarta bólem matka przygarnęła więc bezradną sierotkę Krysię, z której po latach wyrosła panna wielkiego serca i takiej też urody. I właśnie tego dnia piękna Krysia miała zostac żoną Władysława, syna pani starościny.

Węzły powikłanej historii zaczęły się ku zdumieniu zgromadzonych sensacyjnie rozwiązywać. Jasnowłosa Hedwiga okazała się być zaginioną córką starościny, wieść wyszła na jaw dzięki pożółkłym kartkom przez całe lata ukrytym w hedwigowym szkaplerzu i rozszarpanym podczas szamotaniny z rajcą Schultzem. Rewelacji nie koniec, po nagłym olśnieniu Korycki wdał się w rozmowę z panna młodą i wkrótce potem kolejna sensacja – Krysia okazała się być zaginioną przed laty siostrą Kazimierza Koryckiego!

Rozochoceni zabawą i niewiarygodną historią goście wnet zaczęli snuć plany wyprawy do Gdańska i wyrwania Hedwigi z rąk Johanna Schultza. Z Koryckim chciało jechać siedmiu krzepkich młodzieńców. Zatem siedmiu wspaniałych w polskim wydaniu – kilkadziesiąt lat przed filmowym dziełem Akiry Kurosawy i jeszcze bardziej znaną produkcją z amerykańskiego Hollywood 🙂

Ja siadam na koń i rżnę do Gdańska – krzyknął Władysław

Wyprawa ratunkowa miała ruszyć natychmiast. I tak oto powieść dobiega końca.
Przed gdańskim Bursztynowym Domem wywiązało sie zbiegowisko z burmistrzem Freimuthem na czele. Następnie delagacja ruszyła do pracowni bursztynika, gdzie niczym zjawa z zaświatów ujawnił się Kazimierz Korycki. O dziwo Schultz nie dał się wytrącić z równowagi i hardo zapowiedział przygotowania do rychłego, własnego wesela! Tłum zamarł, w drzwiach kamienicy stanęła Flora z Hedwigą i wtedy Schultz doprecyzował weselną zapowiedź – zamierzał poslubić panią Florę, następnie na oczach oszołomionego tłumu głośno i dobitnie wyraził zgodę na ślub Koryckiego z Hedwigą!

Pojawił się i Kornelius, po chwil na jego obliczu zakwitł grymas złości, następnie nienawiści. Widząc kamienne spojrzenia wymownie milczących gdańszczan zapowiedział swój wyjazd z miasta na zawsze…

Nazajutrz odbył się ślub Johanna Schultza i pani Flory, a przy Ławie św. Krzysztofa w Dworze Artusa wyprawiono długie i wystawne przyjęcie.

Kilka tygodni później w wielkopolskiej Dobrowoli odbył się ślub Hedwigi i Kazimierza. Po latach wiernej slużby Korycki został pułkownikiem wojsk koronnych, zakochani doczekali się dwójki dzieci. W coraz bardziej idealizowanych wspomnieniach złagodniała postać Johanna Schultza, po latach przyszedł list od Flory z wiadomością o śmierci charakternego rajcy. W kolejnym nadesłanym liście pani Flora podpisała się inaczej – tym razem jako żona burmistrza Freimutha! Z polecenia Flory na fasadzie Bursztynowego Domu zakwitła rzeźba olśniewająco pięknej panny…

***

Jak wyżej wspomniano, powieść łatwa w czytaniu nie jest. Jednak przy odpowiednim nastawieniu zupełnie niepostrzeżenie przenosi w koloryt XVII-wiecznego Gdańska, umiejętności takiego „malowania slowem” rzeczywiście nie można autorce odmówić. Jadwiga Deotyma-Łuszczewska pisząc „Panienkę z okienka” wykazała się też doskonałą znajomością niuansów gdańskiej historii i lokalizacji miejskich obiektów.

Ciekawą inicjatywą wydawniczą był przekład archaicznej treści tej książki na formę współczesnej polszczyzny, tak zmieniona powieść ukazała się w 2017 roku nakładem wydawnictwa WIMANA.

Wielce realistyczną figurę tytułowej panienki zobaczyć można w sieni Nowego Domu Ławy, z owalnego okna tej kamienicy przez wiele lat kilkukrotnie w ciągu dnia wychylala się fantastycznie ucharakteryzowana kukła powieściowej bohaterki. Oby jak najszybciej wróciła, bo takie bajkowe odniesienia są w nadmotławskim mieście bardzo potrzebne.

Film „Panienka z okienka” powstał w 1964 roku według reżyserii Marii Kaniewskiej i w pewnych wątkach odbiega od literackiego pierwowzoru. Burzliwe przygody Koryckiego i Hedwigi zostały przedstawione na tle coraz bardziej napiętych i skomplikowanych stosunków polsko-gdańskich. Pojawia się postać Jana Heweliusza, przedstawionego jako postać roztropna i dalekowzroczna, jakże kontrastowo z egoizmem i pychą gdańskich urzędników. W powieści Jadwigi Deotymy-Łuszczewskiej Heweliusza nie było, podobnie jak reprezentującego Rzeczpospolitą księcia Jerzego Ossolińskiego.

Film powstał kilkadziesiąt lat temu, mimo to podziw budzi wierność z jaką zaaranżowano wygląd gdańskich ulic i zaułków. Bez trudu rozpoznać można Dwór Artusa, budynek ratuszowy czy też Złotą Bramę.

Wbrew powszechnemu przekonaniu film nie był kręcony w Gdańsku, lecz w przestronnych halach łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. W roli tytułowej wystąpiła Pola Raksa, do dzisiaj uznawana za niezwykle objawienie polskiej kinematografii. W postać zaradnego i nader przyzwoitego złodziejaszka Pietrka znakomicie się wcielił młodziutki Janusz Gajos, dwa lata później spotka się z Polą Raksą na planie serialu „Czterej pancerni i pies”. W roli Kazimierza Koryckiego wystąpił Romuald Michalewski, aktor teatralny i filmowy. Ciekawych aktorów na planie tego filmu znacznie więcej: Witold Pyrkosz, Ryszard Pietruski, Włodzimierz Skoczylas, Mariusz Dmochowski, Ryszard Kotys czy też gdański arcymistrz dalszego planu Ryszard Ronczewski.

Pomimo upływu dekad film jest bardzo przyjemny w odbiorze, a końcowa rozprawa sądowa łączy napięcie z wysokiej klasy humorem – tego brakuje wielu współczesnym polskim produkcjom filmowym.

Zatem „Panienka z okienka” jest takim literacko-filmowym pomnikiem miasta Gdańska, mimo że opartym głównie o fikcję – doskonale kojarzonym przez turystów z calego kraju…