Artykuły

Trzykrotne życie „Wilhelma Gustloffa”

InfoGdansk
25 stycznia, 2019
"Wilhelm Gustloff" w służbie Kraft durch Freude. Źródło: Bundesarchiv.
Zdjęcie: "Wilhelm Gustloff" w służbie Kraft durch Freude. Źródło: Bundesarchiv.

Atak sowieckiego okrętu podwodnego S-13 na motorowiec “Wilhelm Gustloff” przyniósł śmierć tysięcy uciekinierów w lodowatej toni Bałtyku, a zatonięcie statku jest uważane za największą katastrofę morską w historii.

Po II wojnie światowej ten temat był z różnych przyczyn pomijany albo stanowił przedmiot niewłaściwie prowadzonych dyskusji i dociekań. Ofiarom należy się szacunek i upamiętnienie, nie wolno jednak tej historii przedstawiać w oderwaniu od historycznego tła i kontekstu. Z tym u publicystów i historyków zachodnioniemieckich bywało różnie, przykładem “Tragedia Gustloffa” autorstwa Heinza Schöna, który przeżył zatopienie statku i późniejsze lata poświęcił dokumentacji i upamiętnieniu tego dramatu. Jego książka jest z jednej strony przejmującą relacją spisaną ręką naocznego świadka, z drugiej przygnębiającym przykładem historycznej relatywizacji i mieszania skutków z przyczynami.

Dyskusje towarzyszące odsłonięciu tablicy w gdyńskim kościele oo. redemptorystów potwierdziły złożoność tej tragicznej historii… Temat rzeczywiście dłuższy i bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać, bo obejmuje propagandową działalność Wilhelma Gustloffa w Szwajcarii, dzieje statku któremu ten fanatyk patronował, wreszcie całe spektrum publicystyki związanej z ostatnim rejsem motorowca oraz dociekań dotyczących wraku zatopionej jednostki. Wilhelm Gustloff trzykrotnie pojawił się w historycznej przestrzeni ubiegłego stulecia, a wątki z nim związane nadal stanowią źródło emocji i niejednoznacznych ocen.

Wilhelm Gustloff – szwajcarski Landesgruppenleiter NSDAP

Wilhelm Gustloff urodził się w 1895 roku w niemieckim Schwerinie. Ze względu na chorobę płuc i krtani zamieszkał w szwajcarskim kurorcie Davos, gdzie pracował w Instytucie Fizyczno-Meteorologicznym, a od 1932 roku pełnił funkcję szefa szwajcarskiego oddziału NSDAP.  W rozmowie z dziennikarzem miał wypowiedzieć przerażającą kwestię:

“Najbardziej na świecie kocham moją żonę i matkę. Gdyby jednak Führer rozkazał mi je zabić, byłbym mu posłuszny”.

4 lutego 1936 roku żydowski student David Frankfurter zastrzelił Gustloffa w jego własnym domu, wkrótce potem zamachowiec dobrowolnie oddał się w ręce szwajcarskiej policji. W nazistowskich Niemczech wrzało, reżim zyskał nowego męczennika, jego śmierć jak i osoba zamachowca były wodą na młyn dla hitlerowskiej propagandy, a dla popleczników potwierdzeniem słuszności antysemickiej retoryki.

Wilhelm Gustloff w pracy w Instytucie Fizyczno-Meteorologicznym Davos. Źródło: Bundesarchiv.

Wilhelm Gustloff w pracy w Instytucie Fizyczno-Meteorologicznym Davos. Źródło: Bundesarchiv.

Pogrzeb Gustloffa odbył się 18 lutego w jego rodzinnym Schwerinie i stał się wielką manifestacją polityczno-propagandową. W ceremonii wziął udział Adolf Hitler, Rudolf Hess, Heinrich Himmler, Joseph Goebbels i wielu innych nazistowskich prominentów. Z najbardziej odległych zakątków III Rzeszy dowożono ludzi pociągami i autokarami. W trakcie ceremonii Adolf Hitler zapowiedział spektakularne upamiętnienie zastrzelonego Landesgruppenleitera.

Dziesięć miesięcy później przed Sądem Kantonalnym w Chur rozpoczęła się sądowa rozprawa Davida Frankfurtera, pilnie obserwowana i relacjonowana przez ponad stu dziennikarzy szwajcarskich i zagranicznych. W znakomitym wystąpieniu adwokat dr Eugen Curti wypunktował opresyjność i zbrodniczość nazistowskiego systemu, a sądowa rozprawa zmieniła się w polityczne oskarżenie niemieckiej NSDAP i jej politycznego przywództwa. David Frankfurter został skazany na 18 lat więzienia, po ułaskawieniu w 1945 roku wyjechał do Tel Awiwu, potem podjął pracę w izraelskim Ministerstwie Obrony.

Wilhelm Gustloff – statek Deutsche Arbeitsfront

Wkrótce po przejęciu władzy przez NSDAP nastąpiło rozwiązanie niezależnych związków zawodowych, w ich miejsce powołano scentralizowany i podporządkowany nazistowskim strukturom Deutsche Arbeitsfront. W ramach kierowanego przez Roberta Leya frontu powstał też ruch rekreacyjny Kraft durch Freude z zadaniem organizacji masowych imprez turystycznych i sportowych dla mieszkańców III Rzeszy. Działalność tej organizacji służyła też propagandowym inicjatywom i politycznej kontroli.

Dla każdego pracownika zrzeszonego w DAF przewidziano raz do roku niedrogą podróż urlopową, z myślą o tych wycieczkach wyczarterowano pokaźną flotyllę pasażerskich jednostek. Początki łatwe nie były, 20 czerwca 1934 roku statek “Dresden” wpłynął na skały w pobliżu norweskiej wyspy Karm, pomimo sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej dwie osoby zmarły. Zapowiadała się wizerunkowa katastrofa, ale z wykorzystaniem propagandowej machiny udało się temat załagodzić i przypisać mu zgoła odmienne znaczenie.

22 stycznia 1936 roku organizacja DAF złożyła zamówienie na budowę całkowicie nowej jednostki, niespełna miesiąc później zapadła decyzja o upamiętnieniu w nazwie statku zastrzelonego Wilhelma Gustloffa. Zlecenie budowy otrzymała znana stocznia Blohm und Voss z Hamburga. Wodowanie jednostki (5 maja 1937 roku) odbyło się w obecności kilkudziesięciu tysięcy osób, w tym najważniejszych nazistowskich prominentów: Adolfa Hitlera, Roberta Leya, Heinricha Himmlera czy też Großadmirala Ericha Readera. Po przemówieniu wygłoszonym przez dyrektora hamburskiej stoczni Hedwig Gustloff, wdowa po zastrzelonym działaczu, ceremonialnie rozbiła butelkę i wielki kadłub, pozdrawiany lasem wyciągniętych dłoni, posłusznie zsunął się do wody…

Pierwszy rejs “Wilhelma Gustloffa” rozpoczął się 23 marca 1938 roku, udział w morskiej wyprawie wzięło około tysiąca austriackich robotników, trzysta dziewcząt z Bund Deutscher Mädel i ponad stu dziennikarzy. Dobór pasażerów nie był przypadkowy, dwa tygodnie wcześniej Austria została wcielona do III Rzeszy, zbliżało się też referendum, w którym Niemcy i Austriacy mieli wyrazić swoje zdanie odnośnie słuszności Anschlussu.

Statek rzeczywiście zachwycał, z salą taneczną i koncertową, barami, biblioteką i wielkim pokładem słonecznym doskonale nadawał się do organizacji propagandowych rejsów wypoczynkowych. 461 kabin oferowało ten sam poziom wygód i komfortu, rejsy z założenia miały niwelować klasowe różnice i służyć budowie społecznego monolitu.

2 kwietnia 1938 roku m/s “Wihelm Gustloff” wziął udział w akcji ratunkowej, w której uratowano 19 marynarzy z brytyjskiego parowca “Pegaway”. Akcja była prowadzona w bardzo trudnych warunkach pogodowych i została potem nagłośniona jako przykład gotowości nazistowskiego reżimu do poświęceń o zasięgu międzynarodowym.

Tydzień później statek zakotwiczył trzy mile poza strefą brytyjskich wód terytorialnych i przez kilkanaście godzin pełnił funkcję lokalu wyborczego. Na pokładzie jednostki głosy oddało prawie 2 tysiące Niemców i Austriaków, za Anschlussem miało się opowiedzieć 99% głosujących, co w niemieckich mediach też zostało propagandowo wykorzystane.

"Wilhelm Gustloff" jako statek szpitalny. Źródło: Bundesarchiv.

„Wilhelm Gustloff” jako statek szpitalny. Źródło: Bundesarchiv.

Jeszcze w kwietniu 1938 roku statek wypłynął w egzotyczny rejs na Maderę, od października pływał po włoskich akwenach Morza Śródziemnego. W maju 1939 roku “Wilhelm Gustloff” przetransportował żołnierzy Legionu Condor, zaangażowanych wcześniej w działania hiszpańskiej wojny domowej. Następnie jednostka wypływała w krótkie rejsy do norweskich fiordów, a w lipcu statek stał się zapleczem kwaterunkowym dla 1400 niemieckich sportowców biorących udział w szwedzkiej Lingiadzie – światowych pokazach gimnastycznych. Ostatni rejs w ramach KdF rozpoczął się 23 sierpnia 1939 roku, na pełnym morzu kapitan Heinrich Bertram odebrał rozkaz skrócenia podróży, zbliżał się czas wojennych rozstrzygnięć…

5 września 1939 roku “Wilhelm Gustloff” został zmobilizowany i podporządkowany dowództwu niemieckiej Kriegsmarine. Po przeprowadzonej przebudowie jako Lazarettschiff “D” zasilił flotyllę niemieckich statków szpitalnych. 27 września jednostka wypłynęła z Hamburga do Gdańska po rannych żołnierzy polskich i niemieckich, następnie cumowała w Gdyni jako pływający szpital wojskowy dla rejonu gdańskiego. Od wiosny 1940 roku statek kursował między III Rzeszą a Norwegią, zdumiewające sukcesy Wehrmachtu w kampanii norweskiej zostały jednak okupione kosztem tysięcy rannych i zabitych.

W listopadzie 1940 roku służba “Wilhelma Gustloffa” w charakterze jednostki szpitalnej dobiegła końca, zacumowany w gdyńskim Oksywiu od tej pory służył jako koszarowo-szkoleniowe zaplecze dla 2.Unterseeboote-Lehr-Division . Załoga została zredukowana do niezbędnego minimum, wyłączono też i zakonserwowano dwa kotły. Na statku kwaterowała kadra szkoleniowa, w przestronnych pomieszczeniach odbywały się zajęcia dla kolejnych tur kursantów. Monotonię tej koszarowej egzystencji na krótko przerwała inspekcja Großadmirala Karla Dönitza, a złowrogim znakiem stał się nalot samolotów amerykańskich z 9 października 1943 roku. Przy burcie jednostki eksplodowała bomba i nieznacznie uszkodziła poszycie kadłuba. W nalocie przeprowadzonym rok później (18 grudnia 1944) ciężkich i nieodwracalnych uszkodzeń doznał złowrogi pancernik “Schleswig-Holstein” i wiele innych jednostek, ale “Wilhelm Gustloff” wyszedł z tego bombardowania bez szwanku.

Styczniowa ucieczka

Ofensywa sowiecka z czerwca 1944 roku (operacja “Bagration”) wybiła ogromną lukę w środkowych sektorach niemieckiego frontu, po czym wojska radzieckie z impetem runęły między innymi w stronę Prus Wschodnich. Już w październiku 1944 roku z niemieckich kręgów wojskowych płynęły sugestie ewakuacji ludności cywilnej, temat został natychmiast ucięty przez gauleitera Ericha Kocha, który zadeklarował niezłomną walkę do “ostatecznego zwycięstwa”. Propagandowa machina przypominała też o bitwie pod Tannenbergiem (1914), w której wojska niemieckie błyskotliwie rozgromiły znacznie sliniejsze korpusy carskie.

Armia Czerwona wdarła się w pruską prowincję w okolicy Gołdapi, wkrótce po zaciekłych kontratakach została zmuszona do wycofania. W odzyskanym Nemmersdorfie znaleziono zwłoki cywilów zamordowanych przez żołnierzy Armii Czerwonej, nagłośniony przez hitlerowską propagandę temat miał wzmocnić wolę walki i oporu. Dyskusji o ewakuacji ludności cywilnej zaniechano, takie rozmowy mogły też być potraktowane jako przejaw defetyzmu i zwrócić uwagę Gestapo.

Kolejna ofensywa sowiecka ruszyła w styczniu 1945 roku, walec Armii Czerwonej uderzył w stronę przepraw przez Odrę, a na niejako pomocniczym kierunku atak w stronę Pomorza Gdańskiego i Prus Wschodnich wyprowadziły armie 2 i 3 Frontu Białoruskiego. Nazistowska administracja partyjna nadal bagatelizowała powagę położenia…

Uciekinierzy z Prus Wschodnich. Źródło: Bundesarchiv.

Uciekinierzy z Prus Wschodnich. Źródło: Bundesarchiv.

23 stycznia przez rozświetlone ulice Elbląga, na oczach zdumionych i chwilę potem przerażonych niemieckich przechodniów, z rykiem przemknęła kolumna sowieckich czołgów. Dowodzone przez kapitana Diaczenkę wozy większych szkód nie wyrządziły, ale przesłanie tego rajdu było oczywiste – wojna zawitała w niemieckich progach. Ludność cywilna rzuciła się do niekontrolowanej ucieczki, a na zaśnieżonych traktach i drogach wnet wyrosły zatory z wozów, sań i dziecięcych wózków wyładowanych stosami ratowanego dobytku. Przerażone i przemarznięte kolumny sunęły w stronę większych ośrodków z kolejowymi połączeniami, gdzie wyczekiwano ewakuacji. Kolumny mozolnie też brnęły w stronę miast portowych – Piławy, Gdańska i Gdyni.

Wielkim problemem była przeprawa przez zamarznięty Zalew Wiślany, którego gruba pokrywa lodowa wcale nie była tak bezpieczna jak oczekiwano, lód był też dziurawiony sowieckimi bombami i artyleryjskimi pociskami. Pod koniec stycznia w Gdańsku, Gdyni i okolicach w prowizorycznych warunkach koczowało kilkadziesiąt tysięcy uciekinierów i stale przybywało kolejnych.

21 stycznia wydano  rozkazy dotyczące operacji “Hannibal” – ewakuacji drogą morską kadr niemieckiej U-bootwaffe, żołnierzy i w dalszej kolejności ludności cywilnej.

Tragedia “Wilhelma Gustloffa”

Od 25 stycznia trwało okrętowanie pasażerów na “Wilhelma Gustloffa”. W pierwszej kolejności wpuszczono około tysiąca kadetów 2.Unterseeboote-Lehr-Division, potem prawie 400 kobiet z pomocniczego korpusu Kriegsmarine, 162 rannych żołnierzy Wehrmachtu, wreszcie cywilnych uciekinierów z wystawionymi kartami zaokrętowania – funkcjonariuszy organizacji Todta, junkrów, policjantów, gestapowców, działaczy NSDAP i rodziny hitlerowskich urzędników. W tym czasie kompletowano też załogę, prowadzono niezbędne przeglądy oraz zaprowiantowanie. Po kilku latach bezruchu wielki wycieczkowiec miał wrócić do czynnej służby.

Postój statku wydłużał się, w tym czasie na pokład wpuszczano kolejne fale zmarzniętych i zdesperowanych uciekinierów. Ostatecznie 30 stycznia o godzinie 12.25 wydano komendę podniesienia trapu, niedługo potem “Wilhelm Gustloff” w asyście czterech holowników odbił od oksywskiego nabrzeża. Do burty dawnego wycieczkowca podszedł wtedy niewielki parowiec “Reval” z uciekinierami z Piławy, których po krótkim wahaniu przyjęto na pokład wielkiego motorowca.

Na redzie portu helskiego dawny wycieczkowiec oczekiwał nadejścia obiecanej eskorty, ostatecznie pojawiły się tylko dwie takie jednostki: torpedowiec “Löwe” oraz poławiacz torped ćwiczebnych TF1. Fatalne wieści nadeszły z towarzyszącej “Hansy”, na której stanęła maszynownia, a po usunięciu usterek nawalił układ sterowniczy.

Na mostku kapitańskim ujawniły się decyzyjne trudności, bo z kompetencjami dowódcy statku kpt. Friedricha Peteresena niepotrzebnie splatały się uprawnienia komandora Wilhelma Zahna, w toku dyskusji przyjmowano niekoniecznie właściwe rozwiązania. Pomimo braku odpowiedniej eskorty komandor Zahn przeforsował kontynuację rejsu do wyznaczonych portów docelowych, z kolei kpt. Petersen zdecydował o utrzymaniu prędkości 12 węzłów, która nie mogła dać ochrony przed ewentualnym atakiem wrogich okrętów podwodnych. Wobec zapowiedzi przejścia eskadry trałowców po kolejnym sporze postanowiono o zapaleniu świateł pozycyjnych “Wihelma Gustloffa”. Trałowce przepłynęły znacznie później, a w czerni styczniowego wieczoru jednostkę dostrzegła wachta z sowieckiego okrętu podwodnego S-13.

Trudnym warunkom pogodowym nie dał rady TF1, jednostka musiała zawrócić do portu.

S-13 od 11 stycznia prowadził bałtycki patrol bojowy, jego dowódca Aleksandr Marinesko ze względu na wcześniejsze naruszenia dyscypliny wypatrywał okazji do wykazania się i zmazania odnotowanych przewinień… Sowiecki dowódca podjął decyzję o tropieniu wypatrzonej jednostki i w dogodnej sytuacji ataku od strony brzegu. Okazja nadeszła około godziny 21.00 mniej więcej na wysokości Łeby, piętnaście minut później z S-13 z dystansu zaledwie kilkuset metrów odpalono cztery torpedy, jedna zablokowała się w wyrzutni, ale pozostałe trzy śmiercionośne cygara pomknęły w stronę wielkiego kadłuba…

O godzinie 21.16 torpedy ugodziły cel, pierwsza uderzyła w część dziobową, druga w śródokręcie przy pływackim basenie, trzecia w kadłub na wysokości maszynowni. Część dziobowa została wkrótce potem odcięta przez zamknięcie wodoszczelnych grodzi, a kwaterujący tam pasażerowie skazani na zagładę – również obsługa łodzi i tratw ratunkowych! Nie zadziałały awaryjne agregaty i meldunek o ataku został z pewnym opóźnieniem rozesłany przez torpedowiec “Löwe”, który natychmiast też przystąpił do akcji ratunkowej i podejmowania przerażonych rozbitków.

Na statku wybuchła panika i zdesperowany tłum szturmował pokład szalupowy. Tam coraz częściej i gęściej padały ostrzegawcze strzały, ponad tysiąc pasażerów przekierowano też na przeszkolony pokład spacerowy, który wkrótce potem stał się pułapką bez wyjścia.

Przy śmiertelnie ugodzonym motorowcu pojawił się ciężki krążownik “Admiral Hipper”, ale ze względu na wysokie burty jego przydatność w akcji ratunkowej była znikoma. Przydał się natomiast eskortowy T-36, który natychmiast z ofiarnością włączył się w ratowanie rozbitków. Z obawy przed atakiem torpedowym “Admiral Hipper” wkrótce opuścił miejsce katastrofy.

Na podniesionej bakburcie bezradnie zwisało siedem niewykorzystanych łodzi ratunkowych, ale w chaosie i panice, przy z wolna pogrążającym się kadłubie nie było możliwości ich opuszczenia. O godzinie 22.18 rozświetlony kadłub przy akompaniamencie buczącej syreny pogrążył się w lodowatej toni Bałtyku. Z uwagi na względnie niewielką głębokość nie wytworzył się wciągający wir, dla pływających w wodzie rozbitków niewielkie było to pocieszenie, przy temperaturze powietrza -18°C i wody 1-2 °C śmiertelne wychłodzenie organizmu następowało po kilku zaledwie minutach.

Na miejscu katastrofy pojawiły się kolejne statki i okręty: parowiec “Göttingen”, trałowiec M375 i TF19. Jeszcze o godzinie czwartej nad ranem na usianym zwłokami wodnym pobojowisku odnajdywano pojedyncze żywe osoby, godzinę później akcję ratunkową ostatecznie wstrzymano. Uratowano 1215 osoby, które następnie przekazano pod opiekę medyczną w Świnoujściu, Kołobrzegu i… Gdyni.

Trzecie życie “Wilhelma Gustloffa”

Zatopienie “Wilhelma Gustloffa” uważane jest za największą katastrofę morską w historii. Liczba ofiar była podawana ze sporymi rozbieżnościami, zazwyczaj podaje się około 6600 osób, które pociągnął na dno storpedowany statek, zmarły z wychłodzenia w bałtyckiej toni czy już po podjęciu z wody. Nie był to ostatni dramat bałtyckiej ewakuacji, 10 lutego zatonął statek pasażerski „Steuben”, a 16 kwietnia transportowiec „Goya”, w każdej z tych katastrof zginęło po kilka tysięcy uciekinierów.

W powojennych dyskusjach brakowało rzetelności i uczciwości w przedstawieniu tragedii niemieckiego motorowca, w dociekaniach pomijano historyczny kontekst i prawdziwe przyczyny tego dramatu. Pisano o cierpieniu niemieckiej ludności cywilnej, o ofiarach ewakuacji obozów koncentracyjnych w tych dywagacjach nie wspominano. Sporo mówiono o zatopieniu “Wihelma Gustloffa”, o losie więźniów ze statku “Cap Arcona” wspominano zdecydowanie rzadziej i bardziej oszczędnie. Ofiarom cywilnym należy się pamięć i szacunek, jednak rozdzielanie tych splecionych ze sobą historii bardzo oddala od zrozumienia co się stało i dlaczego. Śmierć tysięcy uciekinierów, w tym wielu dzieci, to tragedia, która nie powinna się wydarzyć, pamiętajmy jednak – początkiem tego dramatu nie była wojenna ucieczka zimą 1945 roku, lecz polityczny triumf Adolfa Hitlera odniesiony dwanaście lat wcześniej.

Uderza złowroga zbieżność styczniowych dat: 30 stycznia urodził się Wilhelm Gustloff, trzydzieści osiem lat później Adolf Hitler objął władzę, po kolejnych dwunastu latach zatonął statek, którego szwajcarski Landesgruppenleiter był patronem. To jakby przestroga, że niewiele przypadku w rozwoju historycznych zdarzeń i że za podejmowane wybory przychodzi niekiedy płacić koszmarną cenę.

Temat “Wilhelma Gustloffa” nie przepadł w mroku zapomnienia, statek i związane z nim nawiązanie do patrona rozpoczęły trzecie życie, tym razem w przestrzeni dociekań, spekulacji i historycznych dywagacji. Niektórzy wiązali ostatni rejs statku z zaginioną bursztynową komnatą, domysły nie zostały jednak w żaden sposób potwierdzone, a zaginione dzieło widziano w Królewcu jeszcze po wypłynięciu motorowca. Wrak był przez kilka lat fachowo plądrowany i dewastowany przez nurków radzieckich, potem podczas polskiej ekspedycji rozważano nawet możliwość jego podniesienia, ostatecznie stał się celem wielu, bardziej lub mniej legalnych wypraw podwodnych.

W 1994 roku Polska uznała zatopiony statek za mogiłę wojenną, w związku z czym zakazane jest nurkowanie na wrak i w promieniu 500 m od niego.

W 2013 roku we wraku statku pochowano urnę z prochami zmarłego Heinza Schöna, tak spełniono ostatnie życzenie dokumentalisty tej wojennej tragedii.

W gdyńskim kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy w 2010 roku odsłonięto tablicę upamiętniającą ofiary tego rejsu, towarzyszące inicjatywie dyskusje i emocje przypomniały o dramacie, ale i złożoności tego bardzo trudnego tematu.

Komentarze
  • Zapewne i ci ludzie niebawem z-martwych-wstaną...
    10 lipca, 2019