Artykuły

Grudzień 1970. Krwawa pacyfikacja Wybrzeża

InfoGdansk
14 grudnia, 2018
Protesty w Gdańsku, w oddali płonący gmach KW PZPR. Autor nieznany. Zdjęcie pozyskane z Europejskiego Centrum Solidarności.
Zdjęcie: Protesty w Gdańsku, w oddali płonący gmach KW PZPR. Autor nieznany. Zdjęcie pozyskane z Europejskiego Centrum Solidarności.

Początek grudnia 1970 roku nie zapowiadał nadchodzących wstrząsów społecznych i politycznych. Pogrążone w stagnacji społeczeństwo z wolna szykowało się do świąt Bożego Narodzenia i pożegnania odchodzącego roku. Łatwo nie było, w zamkniętym i pozbawionym swobody społeczeństwie przeważały nastroje zmęczenia, znużenia i apatii.

Nie lepiej działo się w gospodarce, która w warunkach dogmatycznych ograniczeń popadała w coraz większe trudności. Próbą ratowania sytuacji miała być planowana na połowę grudnia podwyżka cen żywności, przygotowywana w sekrecie przez najwyższe władze.

Grudniowe podwyżki cen żywności

Informacje o podwyżkach podano w wieczornym komunikacie radiowo-telewizyjnym w sobotę 12 XII, przykładowo mięso i jego przetwory miały zdrożeć o prawie 18%, a powidła, dżemy i marmolady o 31%. Decyzje nieprzypadkowo upubliczniono w sobotni wieczór, przy zamkniętych w dniu następnym sklepach nie było możliwości wykupienia większych zapasów. Jako rekompensatę zaproponowano obniżkę cen niektórych artykułów przemysłowych, znaczenie tych ekonomicznych decyzji było jednak oczywiste. I tak niezbyt ciekawy poziom życia miał się jeszcze bardziej obniżyć, a wiele rodzin ledwie wiążących koniec z końcem miało stanąć w obliczu ubóstwa.

Decyzje były zaprzeczeniem socjalistycznej retoryki i rzekomej troski władz o klasę pracującą, fatalnie też wybrano czas ogłoszenia podwyżek, zimową porą, przed świętami Bożego Narodzenia.

Decyzje władz przyjęto z gniewnym zaskoczeniem i rozczarowaniem. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych przewidywano możliwość pojedynczych protestów, powołano nawet specjalny sztab i w stanie gotowości utrzymywano jednostki ORMO i ZOMO.

14 grudnia. Początek protestu

Ogniskiem zapalnym robotniczego wystąpienia stała się Stocznia Gdańska im. Lenina, której osiagnięcia produkcyjne były zdumiewające, ale warunki pracy i poziom wynagrodzeń budziły coraz więcej zastrzeżeń i skłaniały do coraz częstszego stawiania pytań.

Około godziny 6.00 kilkudziesięciu robotników z Wydziałów S-3 i S-4 przerwało pracę, natychmiast pojawiły się żądania wycofania podwyżek oraz zmiany wyśrubowanych norm produkcyjnych. Niedługo potem stanął Wydział W-4, a na placu przed stoczniową dyrekcją gęstniał tłum niezadowolonych pracowników. Nastąpiła szybka ewolucja wygłaszanych żądań i oczekiwań, bo do tematu cofnięcia podwyżek doszły hasła zmian w politycznym przywództwie – odejścia Gomułki, Cyrankiewicza, Moczara i Kociołka.

Komitet Zakładowy PZPR nie kwapił się do rozmów z falującym tłumem, natomiast stale słano meldunki do KW PZPR i stamtąd do Warszawy. O godzinie 10.30 odcięto łączność telefoniczną ze stocznią, nikt sensowny nie wyszedł z inicjatywą rozmów, robotnicy sformowali pochód i opuszczając zakład ruszyli w stronę Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Po drodze przyłączali się napotykani ludzie i przy śpiewie patriotycznych i rewolucyjnych pieśni (!) maszerowano pod siedzibę partyjnego komitetu.

Nadal nie było z kim rozmawiać, I sekretarz KW PZPR Alojzy Karkoszka przebywał w Warszawie, a sekretarz Zenon Jundziłł zupełnie nie poradził sobie w rozmowie z coraz bardziej rozemocjonowanymi robotnikami. Być może już wtedy w gęstniejącym tłumie poruszali się ubrani po cywilnemu funkcjonariusze SB, których zadanie miało polegać na rozpoznaniu skali protestu i zagrożenia, a być może na jego podtrzymaniu i eskalacji.

Rozczarowany tłum wycofał się w stronę obszarów stoczniowych, tymczasem w Warszawie nadal bagatelizowano doniesienia o postępującym proteście. Grupa stoczniowców udała się pod Politechnikę Gdańską, gdzie próbowano zachęcić studentów do wsparcia protestu. Bez odzewu, młodzież doskonale pamiętała udział tzw. aktywu robotniczego w pacyfikacji wystąpień studenckich z wiosny 1968 roku.

Około godziny 16.00 oddziały milicyjne zaatakowały protestujących w okolicy Błędnika, ale przeprowadzona zbyt słabymi siłami akcja doprowadziła tylko do radykalizacji robotniczych działań i nastrojów. Nastąpiły pierwsze dewastacje, rozbito okna w Teatrze Wybrzeże i pobliskim Domu Prasy. Błyskawicznie postępowała eskalacja protestu, formacje milicyjne użyły wozów z armatkami wodnymi, w odpowiedzi podpalano kolejne radiowozy i podjęto pierwszą próbę spalenia gmachu KW PZPR. Doszło też do grabieży sklepów, prowadzonych przez nieodłączną w takich sytuacjach chuliganerię, pewne poszlaki wskazują też na prowokacje, które miały skompromitować sens i sedno społecznego protestu. Poniższe zdjęcie pokazuje plądrowanie sklepu, rabusie na zabiedzonych, czy zestresowanych niespodziewaną okazją raczej nie wyglądają…

Plądrowanie sklepu. Prawdopodobnie prowokacja, której celem odwrócenie uwagi od sedna społecznego protestu. Autor nieznany. Zdjęcie pozyskane z Europejskiego Centrum Solidarności.

Plądrowanie sklepu. Prawdopodobnie prowokacja, której celem odwrócenie uwagi od sedna społecznego protestu. Autor nieznany. Zdjęcie pozyskane z Europejskiego Centrum Solidarności.

Do Gdańska przerzucano kolejne oddziały milicyjne, zmobilizowano m.in. stany Szkoły Oficerskiej w Szczytnie i Szkoły Podoficerskiej MO w Słupsku.

Wieczorem do Gdańska przylecieli Zenon Kliszko – najbliższy współpracownik Gomułki, określany też jako druga osoba w państwie, oraz Grzegorz Korczyński – generał Wojska Polskiego i wiceminister obrony narodowej w jednej osobie. Na samym początku protestu zarysowały się późniejsze trudności decyzyjne, bo wątki dowództwa wojskowego niebezpiecznie splotły się z motywacjami politycznymi, a każdy z obecnych prominentów chciał się wykazać i dowieść swej rangi i znaczenia. Pojawiły się kolejne ważne osoby: wicepremier Stanisław Kociołek, wspomniany już Alojzy Karkoszka, członek Biura Politycznego KC PZPR Ignacy Loga-Sowiński, gen. Henryk Słabczyk i minister Franciszek Kaim.

Tego dnia kilkadziesiąt osób odniosło rany, ponad trzysta zatrzymano i osadzono w gmachu Komendy Miejskiej MO przy ul. Świerczewskiego. W Gdyni 14 grudnia panował całkowity spokój, nie było manifestacji i protestów ulicznych.

15 grudnia. Pierwsze ofiary

W kolejnym dniu gdański protest kontynuowano, do stoczniowców dołączyli robotnicy z Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego i innych fabryk. Kilka tysięcy demonstrantów ruszyło spod gmachu KW PZPR stronę aresztu i budynków milicyjnych z nadzieją uwolnienia aresztowanych poprzedniego dnia. Z próbą negocjacji wystąpił wówczas Lech Wałęsa, ale na jego improwizowane przemówienie nałożył się jednoczesny atak sił ZOMO na robotników, czego jedynym rezultatem stały się erupcja gniewu i chwilę później zaciekły szturm na budynki milicyjne.

Starszy sierżant Marian Zamroczyński zastrzelił stoczniowego stolarza Józefa Widerlika i chwilę później został zmasakrowany przez rozszalały tłum. Padły pierwsze strzały, protestujących odepchnięto w stronę węzła Hucisko. Stamtąd rozpędzano przejęte ciężarówki i kierowano w stronę milicyjnych kordonów, w tracie takiej próby zginął student Bogdan Sypka.

Splądrowano i podpalono gmach Wojewódzkiej Komisji Związków Zawodowych, a w pobliżu dworca w ogniu stanęły pocztowe wózki akumulatorowe. Zaciekłym starciom znowu towarzyszyło plądrowanie sklepów, nie brakowało też podpitej i rozzuchwalonej chuliganerii. W tym czasie (od godz. 9.00) trwała narada w Warszawie, podczas której Władysław Gomułka miał podjąć decyzję o użyciu broni. W robotniczym wystąpieniu widział wyłącznie kontrrewolucję i stanowczo domagał się siłowego rozwiązania problemu.

O godzinie 9.50 stanął w ogniu gmach KW PZPR, wewnątrz znajdowało się wielu pracowników etatowych, żołnierze Wojsk Obrony Wewnętrznej oraz zablokowani stoczniowcy. Uwięzionych udało się ewakuować z pomocą kolumny 7 Dywizji Obrony Wybrzeża, akcja ratunkowa była bardzo trudna – wozy opancerzone przebijały się przez epicentrum protestu, po drodze wielu demonstrantów uzbrojonych w butelki z benzyną i pianowe gaśnice. Do tragedii wiele nie brakowało, tu nie powinno się przykładać czarno-białej miary ocen i obciążać szeregowego personelu arogancją i nieodpowiedzialnością najwyższych władz.

W trakcie akcji ratunkowej kilka wozów spłonęło, kolejny został przez robotników zdobyty, oflagowany w biało-czerwone barwy i następnie uruchomiony przez stoczniowca z wojskowym przeszkoleniem.

Do Gdańska kierowano kolejne jednostki Pomorskiego Okręgu Wojskowego, ponadto oddziały z Warszawy, Poznania, Piły, pojawili się też kolejni generałowie.

W budynku sali BHP wyłoniono delegatów reprezentujących cały stoczniowy zakład, rozpoczęła się też dyskusja nad postulatami. W mieście powoli zapadał spokój, gmach KW PZPR widowiskowo płonął, a kordony wojska uszczelniały blokadę Stoczni Gdańskiej. Od godziny 18.00 obowiązywała godzina milicyjna. Tego dnia w Gdańsku zginęło 7 osób, setki odniosło rany, wiele kolejnych zatrzymano i osadzono w areszcie.

Atmosfera w Gdyni gęstniała od komentarzy dotyczących Gdańska i sytuacji politycznej. Załoga Stoczni im. Komuny Paryskiej nie podjęła pracy, w trakcie spontanicznego wiecu wznoszono żądania płacowe, nieco później także polityczne. Stoczniowcy sformowali pochód i zagarniając napotykanych przechodniów ruszyli w stronę Komitetu Miejskiego PZPR.

Nikt z partyjnego aktywu nie podjął inicjatywy rozmów, zatem zniecierpliwiony pochód ruszył pod budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, tam wielką odwagą wykazał się przewodniczący MRN Jan Mariański, który stanął samotnie przed wielotysięcznym zgromadzeniem i nie tracąc spokoju zaprosił wyłonioną delegację na rozmowy. W ich trakcie spisano tzw. protokół uzgodnień, tym samym gdyński protest wszedł w etap konsolidacji i świadomej organizacji.

Po ogłoszeniu treści wstępnego porozumienia demonstranci pokojowo manifestowali ulgę i entuzjazm, radość unosiła też coraz liczniej obecnych mieszkańców Gdyni. Powstał Główny Komitet Strajkowy miasta Gdyni ze stoczniowcem Stanisławem Słodkowskim na czele, jego obrady toczyły się w Zakładowym Domu Kultury przy ul. Polskiej, tam też przygotowywano treść odezw i ulotek.

Aparat partyjny otrząsnął się z odrętwienia, funkcjonariusze Rady Narodowej i Komitetu Miejskiego PZPR odrzucili jakąkolwiek opcję dalszych rozmów z protestującymi robotnikami. Przed północą do budynku ZDK wdarł się silny oddział Milicji Obywatelskiej, po czym przeprowadzono niezwykle brutalne aresztowania strajkowych delegatów i personelu. Szansa pokojowego rozstrzygnięcia protestu bardzo się oddaliła…

16 grudnia. Pacyfikacja Gdańska , strajki w Gdyni

Dzień rozpoczął się od proklamacji strajku okupacyjnego w Stoczni Gdańskiej, Gdańskiej Stoczni Remontowej oraz Stoczni Północnej. Strajk solidarnościowy zadeklarowały załogi ZNTK, Unimoru i gdańskiego portu. Trwała blokada Stoczni Gdańskiej przez kordony wojska, mimo to przez Bramę nr 2 kilkuset stoczniowców próbowało opuścić teren zakładu. Popychani przez napierający tłum zbliżali się z wolna w stronę szpaleru żołnierzy, padły strzały ostrzegawcze w powietrze, potem salwa wymierzona w bruk. Rykoszetujące pociski siały spustoszenie w przerażonych szeregach, kilkunastu stoczniowców odniosło rany, życie stracił Jerzy Matelski i Stefan Mosiewicz.

Stoczniowcy wycofali się na teren zakładu, tam ustanowili Komitet Strajkowy i czekali na dalszy rozwój sytuacji. Do konfrontacji dążył Zenon Kliszko, który wygrażał zbombardowaniem i całkowitym zniszczeniem zbuntowanej stoczni. W nocy z 16 na 17 grudnia stoczniowcy opuścili zakład, z wolna opadał chaos protestu i pacyfikacyjnych działań.

Tego dnia rosło napięcie w niedalekiej Gdyni. Pracownicy Stoczni im. Komuny Paryskiej, Dalmoru i Zarządu Portu nie podjęli pracy na znak solidarności z aresztowanym komitetem i protestującym Gdańskiem. Decyzyjny zamęt po stronie władz nie zapowiadał niczego dobrego. Z jednej strony Zenon Kliszko zarządził stanowczą blokadę terenów portowo-stoczniowych, z drugiej Stanisław Kociołek w wystąpieniu telewizyjnym wystosował apel o podjęcie pracy w dniu następnym.

W tym dniu zastrajkowała też Słupska Fabryka Sprzętu Okrętowego, wywiązały się zamieszki na ulicach Elbląga i niewielka manifestacja w dalekim Krakowie.

Na najwyższych szczeblach partyjno-państwowej władzy, za plecami coraz bardziej wyalienowanego Władysława Gomułki, rozpoczynała się seria zakulisowych intryg i manewrów. Rozwój sytuacji z coraz większą uwagą obserwowano w Moskwie, tam jako spory afront odebrano brak kontaktu i informacji ze strony I sekretarza. Uaktywnił się Mieczysław Moczar, który w stronę Kremla słał coraz wyraźniejsze sugestie odnośnie przejęcia władzy. Jego moskiewskie notowania nie stały wysoko, a na swego rodzaju politycznej szachownicy coraz większego znaczenia nabierała figura Edwarda Gierka.

17 grudnia. Czarny Czwartek

Zgodnie z wieczornym apelem Stanisława Kociołka do gdyńskich zakładów tłumnie sunęli robotnicy, następne grupy dowoziły składy Szybkiej Kolei Miejskiej. Gęstniejący tłum jakby własną siłą i energią przesuwał się w stronę stoczni, trasę blokowały kordony wojska ustawione u zbiegu ulic Polskiej, Czechosłowackiej i Marchlewskiego. Nadawane przez megafony komunikaty o zamknięciu zakładu nie odnosiły skutku. O godzinie 5.50 z czołgowej armaty wystrzelono w powietrze, czym tylko na chwilę spowolniono postępy robotników. Następnie padły strzały z broni maszynowej, najpierw w górę, potem w bruk, chwilę później rozpętało się piekło…

W powietrzu gęsto świstały kule, na wiadukcie kolejowym padli pierwsi zabici i ranni, po ulicach Gdyni błyskawicznie rozjechały się milicyjne wozy, z których strzelano petardami z gazem łzawiącym, takimi ładunkami sypano też z krążących nad miastem śmigłowców.

Pacyfikacja błyskawicznie zmieniła się w masakrę bezbronnych robotników, do gdyńskich szpitali czym tylko się dało zwożono kolejnych rannych i zabitych. Do historii przeszła bohaterska postawa medycznego personelu i zgoła odmienna pacyfikujących miasto milicjantów. Do Szpitala Miejskiego funkcjonariusze MO próbowali się nawet wedrzeć i uniemożliwić ratowanie rannych ofiar. Przez ulice Gdyni sunęła procesja z niesionymi na drzwiach zwłokami Zbigniewa Godlewskiego, zapisanego w późniejszej świadomości społecznej jako Janek Wiśniewski.

Ostrzelano tłum idący od strony Dworca Gdynia Główna, przybyło kolejnych zabitych i rannych. Aresztowanych gdynian tłoczono w gmachu Prezydium MRN, gdzie zatrzymanych niezwykłe brutalnie przesłuchiwano i bito.

W tym dniu według oficjalnych doniesień zginęło w Gdyni 18 osób, wszystkie w rezultacie postrzałów. Setki odniosło rany.

Tragiczny pochód ulicami Gdyni. Autor Edmund Pepliński. Zdjęcie pozyskane z Europejskiego Centrum Solidarności.

Tragiczny pochód ulicami Gdyni. Autor Edmund Pepliński. Zdjęcie pozyskane z Europejskiego Centrum Solidarności.

Sytuacja dramatycznie rozwinęła się też w Szczecinie, gdzie zastrajkowały załogi Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego i Morskiej Stoczni Remontowej “Gryfia”. Następnie kilka tysięcy demonstrantów przeszło pod wojewódzką siedzibę PZPR, krótko po godzinie 14.00 budynek stanął w ogniu. Wojsko strzelało w bruk, z okien KW MO celowano bezpośrednio do ludzi. W szczecińskich protestach zginęło 16 osób, w tym licealistka Jadwiga Kowalczyk postrzelona we własnym mieszkaniu zabłąkaną kulą w głowę.

Trwały manewry na szczytach władzy. Premier Cyrankiewicz w doskonale znanym stylu wygrażał w telewizyjnym przemówieniu, a Gomułka telefonicznie uspokajał Leonida Breżniewa, w tym samym czasie gęstniały zakulisowe starania o odsunięcie I sekretarza od władzy.

18 grudnia. Od protestów do porozumienia

Od tego dnia najważniejsze wydarzenia rozgrywały się w Szczecinie, gdzie kontynuowano strajki w tamtejszych stoczniach, a protest przerodził się w zorganizowane i świadome żądanie zmian politycznych, społecznych i gospodarczych.

Powstał Ogólnomiejski Komitet Strajkowy, do którego dołączyło się ok. 120 zakładów ze Szczecina i regionu. Postulaty spisano w 21 punktach, w pierwszym z nich żądano ustanowienia niezależnych związków zawodowych… Klasa robotnicza ewidentnie budziła się z politycznego letargu…

19 grudnia rozpoczęły się szczecińskie rozmowy między strajkującymi robotnikami, a reprezentacją lokalnych władz. Niedoświadczeni stoczniowcy popełnili szereg negocjacyjnych błędów, między innymi dali się wciągnąć w przestrzeń urzędniczej i nic nie znaczącej nowomowy. Zaprawieni w zakulisowych gierkach i intrygach funkcjonariusze partyjni obrócili podpisane porozumienie w niewiele znaczący świstek papieru.

Zbliżało się polityczne przesilenie na szczytach partyjnej władzy. Do Katowic wysłano poufną delegację na rozmowy z Edwardem Gierkiem, wyczerpanego Gomułkę odwieziono do szpitala, gdzie wkrótce potem złożył rezygnację. Na obradach VII plenum KC PZPR (20 grudnia) potwierdzono odejście Gomułki i wybór Edwarda Gierka na stanowisko I sekretarza partii.

Grudniowy dramat społeczny z polityczną rozgrywką w tle dobiegł końca. W tłumieniu protestów użyto wielu oddziałów z formacji milicyjnych i wojskowych: 27 tys. żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i 2100 samochodów. Wykorzystano też 108 samolotów i śmigłowców oraz 40 jednostek Marynarki Wojennej. Zginęło 45 osób, 1160 odniosło rany, około 3 tysięcy aresztowano i następnie dotkliwie szykanowano – takie dane przytaczano w późniejszych raportach, ale według wielu przesłanek lista ofiar powinna być dłuższa.

Wydarzenia grudniowe zrodziły głęboką przepaść między reżimową władzą, a społeczeństwem. Nieco bardziej liberalna ekipa Edwarda Gierka próbowała łagodzić nastroje, stąd niesłychane wcześniej spotkania I sekretarza z załogami zakładów, potem próby modernizacji kraju i podniesienia społecznej stopy życiowej. Skończyło się gospodarczym rozchwianiem, sklepowymi pustkami i wreszcie kolejnym protestem z sierpnia 1980 roku. Nauczeni grudniowym doświadczeniem robotnicy nie popełnili ulicznych i negocjacyjnych błędów, seria porozumień zakończyła ten ogólnopolski zryw i skruszyła fundamenty opresyjnego ustroju.

Grudniowe protesty wołały też o godne i uczciwe upamiętnienia, takie pojawiły się dekadę później, po pokojowym rozstrzygnięciu strajków sierpniowych. Pomniki w Gdańsku i Gdyni przypominały o znaczeniu społecznej sprawiedliwości i jak drogowskazy wyznaczały kierunek politycznych dążeń i starań…Patrząc na współczesną historię Polski można więc rzec – droga do sierpnia prowadziła przez grudzień…

Wielkie rozczarowanie przyniosły próby ustalenia, osądzenia i ukarania sprawców. Proces sądowy w sprawie wydarzeń grudniowych ciągnął się aż 18 lat, a wielce kontrowersyjny wyrok zapadł dopiero w 2013 roku…

Galeria Grudzień 1970 - fotografie