Dawno temu w nadmotławskim mieście zmarł znany i majętny mistrz garncarski, warsztat po tym uznanym rzemieślniku przypadł młodej i wielce urodziwej wdowie.
Prowadzenie zakładu łatwe nie było, zamówień nadal przybywało, a szkoda było klienteli odmawiać.
Dwaj czeladnicy
W warsztacie pracowało też dwóch czeladników. Ale jak to w życiu bywa – pracownik pracownikowi nierówny… Johann był młodym adeptem garncarskiej sztuki i już długo wcześniej ujął wdowę uczciwością, pracowitością i taką zdrową zaradnością. Ukradkowe zerkanie w jego uśmiechnięte oblicze też przyjemnością było niemałą…
Drugi czeladnik… szkoda gadać. Hermann o pracy nawet myśleć nie chciał, na różne sposoby migał się od obowiązków i zajęć, za to w karczmie nader chętnie przesiadywał i przepijał nie wiadomo jak zarobione groszaki.
I co gorsza, coraz częściej z błyskiem w oku zerkał na samotną i jakby znużoną wdowę…
Tragiczna sprzeczka
Pewnego dnia Hermann postanowił dokuczyć koledze z warsztatu.
– Ty, Johann, w pocie czoła pracujesz, a i tak jesteś nikim. Wdowa będzie moja, warsztat będzie mój, wtedy w rynsztoku wylądujesz, tam twoje miejsce, masz na to moje słowo!
– A daj mi święty spokój, Hermann – odkrzyknął Johann i dodał po chwili – weź się wreszcie do uczciwej pracy!
Hermann nie odpuścił i chwilę potem czeladnicy zwarli się we wściekłej szamotaninie, odepchnięty złośnik upadł i nadział się na porzucony przez niego samego nóż…
– Pomocy, pomocy – krzyknął przerażony Johann, chwilę później do warsztatu wpadli zdyszani strażnicy miejscy.
– Ratujcie Hermanna, pomocy! – było jednak za późno, Hermann po chwili wyzionął ducha.
– Odpowiesz za zabójstwo – wrzasnął wąsaty strażnik – do lochu z nim!
Nie pomogły tłumaczenia i wstawiennictwo wdowy. Miejski trybunał orzekł o winie czeladnika, wyrok mógł być tylko jeden – stryczek, szubienica na położonym za Gdańskiem Galgenbergu już niecierpliwie czekała. W ciemnym i wilgotnym lochu Johann bezradnie czekał ostatniego dnia życia.
– Zostaniesz powieszony jutrzejszym rankiem, ha, ha – ryknął przez kraty brodaty strażnik.
Johann padł na kolana i bezgłośnie wymawiał słowa modlitwy do Najświętszej Panny…
Ciemny loch rozświetlił niespodziewanie blask niebieskiej jasności…
Ostatnie życzenie
– Jakie jest twoje ostatnie życzenie – surowym głosem zapytał przewodniczący miejskiego trybunału.
– Proszę o glinę, narzędzia z mojego warsztatu i trochę farby – słabym głosem wyszeptał Johann.
-Dostaniesz, dostaniesz – zarechotał ławnik, a strażnicy zawtórowali szyderczym śmiechem.
***
– Stać, stać! Natychmiast wstrzymać egzekucję, rozwiązać Johanna! – krzyknął zdyszany posłaniec.
– Nie przerywać, wiązać pętlę, skazańca na szafot! – ryknął kat, który już kilkukrotnie wydał w wyobraźni zarobione na egzekucji trzy talary.
– Rozkaz burmistrza! – wychrypiał zdyszany goniec…
Rzeźba Pięknej Madonny
– Takie piękno, takie uduchowienie nie może być dziełem zabójcy – po raz kolejny powtórzył burmistrz patrząc na rzeźbę Matki Bożej. W głębi lochu stała figura Najświętszej Panny wyrzeźbiona przez Johanna z użyciem dostarczonych mu narzędzi. Rzeźba jakby rozświetlała mrok ciemnej piwnicy
Jej piękno, majestat i żywość oblicza wręcz olśniły burmistrza, jeden ze strażników padł na kolana, drugi bezgłośnie odmawiał słowa kolejnej modlitwy. Johann bez przerwy powtarzał o niezwykłym widzeniu, jednak mało kto go słuchał, nikt nie mógł oderwać oczu od dostojnej i jaśniejącej Matki Bożej.
– Człowiek o nieczystym sercu nie mógł stworzyć tak pięknego dzieła. Musimy wysłuchać Johanna jeszcze raz, wyrok był z pewnością zbyt szybki i pochopny – stanowczo rzekł gdański burmistrz.
I rzeczywiście, tym razem urzędnicy przyjęli wyjaśnienia Johanna z uczciwym zaangażowaniem i zainteresowaniem. Z pomocą przyszła też wdowa, której serce szybciej zabiło na widok żywego i bladego jak kreda czeladnika.
– Johannie, jesteś wolny – rzekł uroczystym głosem burmistrz. I uniżenie proszę o przekazanie tej pięknej rzeźby do naszego kościoła Mariackiego.
I tak też się stało, dzieło trafiło do rozbudowywanej świątyni, a niedługo potem Johann poślubił tak przychylną mu właścicielkę warsztatu.
Prowadzony przez nich zakład ledwie nadążał z obsługą napływających zewsząd zamówień.
Najcenniejsza rzeźba średniowieczna w Polsce
Późnogotycką rzeźbę Pięknej Madonny z Dzieciątkiem zobaczyć można w kaplicy św. Anny w gdańskim kościele Mariackim. Wykute w kamieniu dzieło rzeczywiście zachwyca kunsztem wykonania i uczuciem przelanym w ożywiony w ten sposób kamień kredowy.
Dzieło powstało około 1420 roku i jest uznawane za najcenniejszą średniowieczną rzeźbę w Polsce!
Imię artysty nie jest znane, być może z tej tajemnicy zrodziła się legenda objaśniająca powstanie tego niezwykłego dzieła.
We wspomnianej świątyni sporo wątków, w których historia miesza się z treścią o legendarnym charakterze… Takie opowieści wpisują się w historię Zegara Astronomicznego, kościelnego krucyfiksu czy też kościelnej wieży – siedziska kaszubskiego stolema…