Artykuły

Walczyła do końca. Wartownia nr 1 na Westerplatte

InfoGdansk
19 kwietnia, 2017

Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy (1933) stosunki polsko-niemieckie uległy zaostrzeniu, taki był rezultat zapowiedzianej przez Führera rewizji postanowień traktatu wersalskiego.
W polskich kręgach wojskowych zapadła wtedy decyzja o ufortyfikowaniu obszaru Westerplatte, obawiano się nazistowskiego puczu i próby przyłączenia Gdańska do III Rzeszy. Wkrótce potem nastąpiło pewne odprężenie w relacjach z zachodnim sąsiadem, stąd opóźnienia i nawet próby zablokowania tej obronnej inwestycji. Wojskowi postawili na swoim, w trakcie konsultacji z kpt. sap. inż. Mieczysławem Kruszewskim powstała wstępna koncepcja ufortyfikowania składnicy tranzytowej. Kapitan Kruszewski był uważany za wybitnego specjalistę w dziedzinie budowy umocnień.

Temat uważano za wyjątkowo trudny, bo płaski teren Westerplatte był pozbawiony naturalnych walorów obronnych, Liga Narodów nie zezwalała na wznoszenie umocnień stałych, a obszar polskiej placówki mogła wizytować gdańska policja. Saperzy kapitalnie wybrnęli z beznadziejnej z pozoru sytuacji, w ramach zapowiedzianej poprawy warunków bytowych zaplanowano budowę nowego budynku koszarowego i lekkich wartowni. Cztery schrony zbudowano w latach 1933-34, jako pierwsza powstała Wartownia nr 1, w dalszej kolejności obiekty o numerach 4, 2 i 5.
Niewielkie budynki nie wzbudzały podejrzeń i rzeczywiście chętnie korzystali z nich żołnierze służby wartowniczej. Umieszczone wewnątrz prycze, stoły, ławy, taborety i stojaki na karabiny kojarzyły się z typowo żołnierskim posterunkiem, a na wyloty wentylacyjnych przewodów z przyziemia nie zwracano uwagi.

W piwnicach powstały specjalnie wzmocnione kabiny bojowe wyposażone w ciężką broń maszynową i spore zapasy amunicji. Ich budowa była objęta tajemnicą wojskową , prace  prowadzono wyłącznie w nocy i z udziałem zaufanych żołnierzy. Wspomniane wyloty wentylacyjne były w rzeczywistości okienkami stanowisk strzelniczych z fundamentami i bolcami do montażu ciężkich karabinów maszynowych.

Wartownia nr 1 wyrosła w południowo-wschodniej części placówki w bliskim sąsiedztwie Kanału Portowego. Wyróżniała się dobudówką wykorzystywaną czasem w roli aresztu. Kabina bojowa zajmowała tylko część powierzchni budynku, w podziemnym bunkrze o wymiarach 2×1,5 m przygotowano dwa stanowiska ciężkich karabinów maszynowych oddzielone ścianką działową. Otwory strzelnicze były zasłonięte płytą mocowaną od wewnątrz na odkręcaną śrubę. Wysoko usytuowane  okna w części parterowej były przystosowane do prowadzenia ognia w pozycji stającej i ewentualnego wzmocnienia workami z piaskiem. Niepozorny budynek był więc małą fortecą wybitnie łączącą prostotę i obronną funkcjonalność .

Rankiem 1 września 1939 obsadę Wartowni nr 1 stanowiło 14 żołnierzy:
plut. Piotr Buder
kpr. Władysław Dróżdż
kpr. Stanisław Trela
kpr. Bolesław Więckowicz
kpr. Antoni Wrzaszcz
strz. Jan Chrzczanowicz
strz. Wiktor Ciereszko
strz.  Aleksander Czajko
strz. Jan Czywil
leg. Roman Kucemba
strz. Kazimierz Michałowski
strz. Edward Niekrewicz
strz. Stanislaw Skwira
strz. Bronisław Stecewicz

W trakcie późniejszych walk  skład załogi się  zmieniał, bo jeszcze rankiem pierwszego dnia wojny w budynku schronili się żołnierze placówki „Prom”. Podczas tygodniowej obrony wartownia odegrała ważną rolę w odparciu szturmów niemieckich z pierwszego i ostatniego dnia zmagań.
1 września po krótkim ostrzale z pancernika „Schleswig-Holstein” do akcji ruszyli żołnierze z Marine-Stoßtrupp-Kompanie. Pewni łatwej przeprawy zderzyli się ze stanowczym i świetnie zorganizowanym oporem polskiej strony, następnie zalegli pod gęstym ogniem obronnym  i z wielkimi stratami wycofali się z placu boju.

Zaciekłość walk obrazowo opisuje fragment wspomnień plutonowego Piotra Budera:
„Strzelała do nich cała nasza wartownia, zarówno cekaemy z dołu, jak i cekaem Barana oraz trzy erkaemy i karabiny. Bardzo silny ogień prowadziła także Wartownia nr 5, która ubezpieczała nas z lewej strony. Strzelała również Wartownia nr 2. W tym silnym ogniu Niemcy nie mogli już posuwać się na wprost i musieli sobie szukać schronienia. (…) Ogień był niesamowity. Cała wartownia trzęsła się, po prostu „chodziła”. Żołnierze byli rozwścieczeni…”

Podczas nalotu bombowego z 2 września wartownia została pokiereszowana, wypadły drzwi, pospadały worki z piaskiem, a dwóch przerażonych żołnierzy uciekło z budynku. Schron zachował obronną funkcjonalność, a wkrótce potem obsada otrząsnęła się ze zrozumiałego szoku.
Po tygodniu walk „Wartownia wyglądała strasznie (…). Ludzie byli wyczerpani brakiem wody i snu. Sam straciłem już wszelką nadzieję na odsiecz. O jedzeniu nie chciało się myśleć; byliśmy ledwo żywi z wyczerpania. Żołnierze skarżyli się na bóle żołądka. I palący, i niepalący wciąż kurzyli papierosy (…). W  tych dniach Niemcy świetnie się już do nas wstrzelali, odkryli nasze stanowiska ogniowe, skutkiem czego więcej niż połowa worków z piaskiem była poprzestrzelana…”  – ze wspomnień Piotra Budera.

Podczas bardziej przemyślanego szturmu z 7 września placówka znalazła się w poważnych tarapatach, wtedy śmiertelną ranę odniósł strzelec Jan Czywil. Niedługo potem mjr Henryk Sucharski podjął decyzję o kapitulacji, dowódca opisywanej placówki Piotr Buder zażądał potwierdzenia rozkazu na piśmie, był to kolejny przejaw żołnierskiej nieustępliwości. Należy podkreślić doskonałe dowodzenie  wartownią, plut. Buder wydawał spokojne i rzeczowe rozkazy i nie stracił głowy w najtrudniejszych chwilach obrony. Jego śmierć stała się swego rodzaju symbolem, zmarł na zawał serca w Gdańsku w dniu 2 września 1957 roku podczas uroczystego spotkania obrońców Westerplatte. To było pierwsze takie spotkanie, stąd wielkie emocje i wzruszenie…

A Wartownia nr 1… niespełna trzydzieści lat po wybuchu wojny znowu stanęła do walki, tym razem broniła się przed ignorancją lokalnych urzędników. I podobnie jak we wrześniu 1939 roku znalazła godnych siebie obrońców. To temat na osobne opowiadanie…
W placówce  wystawa Muzeum Historycznego Miasta Gdańska z licznymi nawiązaniami do przebiegu siedmiodniowej obrony.