Wizyta brytyjskich niszczycieli z czerwca 1932 roku dostarczyła niemałych emocji, potwierdziła też rolę Gdańska jako barometru stosunków politycznych w tej części Europy.
15 czerwca 1932 – brytyjskie niszczyciele wpłynęły do Wolnego Miasta Gdańska
Pobyt pięciu okrętów Royal Navy i zdecydowana postawa strony polskiej były ledwie wstępem do późniejszych napięć i zadrażnień…
Sporna umowa
Po odbudowie polskiej państwowości i ustanowieniu Wolnego Miasta Gdańska szybko ujawnił się problem braku odpowiedniej bazy dla okrętów Rzeczypospolitej. Do budowy gdyńskiego portu i helskiej bazy wojennej było jeszcze daleko, dlatego z błogosławieństwem Ligi Narodów podpisano polsko-gdańską umowę o wykorzystaniu wodnego akwenu Freie Stadt Danzig jako tak zwanego portu d’attache. Polskie okręty mogły więc czasowo w gdańskim porcie stacjonować, ale bez możliwości organizacji stałej bazy i bardziej rozwiniętego zaplecza.
Napięć w relacjach gdańsko-polskich nie brakowało, jednym z bardziej znanych sporów stały się proceduralne zmagania o polskie skrzynki pocztowe. Senat Wolnego Miasta szukał każdej okazji i pretekstu do osłabienia pozycji państwa polskiego w nadmotławskim mieście.
W marcu 1931 roku umowa dotycząca portu d’attache została przez Senat gdański jednostronnie wymówiona. Władze Wolnego Miasta zyskały poparcie Stałego Trybunału Sprawiedliwości Międzynarodowej w Hadze, a protest strony polskiej został odrzucony przez Radę Ligi Narodów.
Nastąpiło więc uszczuplenie traktatowych praw strony polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, do napiętych relacji doszła więc iskra kolejnego konfliktu. W toku dalszych negocjacji strona gdańska uzależniała przywrócenie umowy od zgody na limit 3 okrętów przebywających w gdańskim porcie nie dłużej niż 2 tygodnie. Strona polska była skłonna zaproponowane zmiany przyjąć, ale stanowczo odrzucono postulat opuszczania portu przez okręty Rzeczypospolitej na żądanie Senatu.
Sprawa utknęła w martwym punkcie, przekazanie sporu na sesję Ligi Narodów nie przyniosło rozstrzygnięcia.
ORP „Wicher” wkracza do akcji
Uszczuplenie tych praw nie było szczególnie dotkliwą niedogodnością, w oczach rósł przecież port gdyński i postępowała rozbudowa bazy wojennej w Helu. Okręty Rzeczpospolitej miały więc gdzie stacjonować. Strona polska miała natomiast prawo reprezentacji Wolnego Miasta Gdańska na arenie międzynarodowej i przy braku stosownej umowy odpowiednie rozegranie wizyty okrętu zagranicznego mogło zaszkodzić reputacji państwa polskiego.
W czerwcu 1932 roku okręty brytyjskiej floty zawijały z kurtuazyjnymi wizytami do portów środkowego i północnego Bałtyku, przewidziano też wpłynięcie eskadry brytyjskich niszczycieli do portu gdańskiego. Po gorączkowych konsultacjach Józefa Piłsudskiego z ministrem Józefem Beckiem i dowództwem polskiej floty wydano rozkaz o dopełnieniu dyplomatycznego protokołu przez kontrtorpedowiec ORP „Wicher”. W przypadku jakiejkolwiek obrazy polskiej bandery, czy też czynnego ataku, okręt miał ostrzelać najbliższy budynek urzędu gdańskiego.
Zespół dziewięciu niszczycieli brytyjskich wpłynął na wody Zatoki Gdańskiej 14 czerwca 1932 roku. Cztery okręty oddzieliły się i ruszyły do Gdyni, pozostałe z flagowym HMS „Campbell” i HMS „Windsor”, HMS „Vidette”, HMS „Walpole” i HMS „Westminster” ruszyły w stronę portu gdańskiego. Niszczyciele zostały przywitane przez ORP „Wicher”, ale ze względu na późną porę dopełnienie protokolarnych powinności nie było możliwe.
Rankiem następnego dnia „Wicher” wpłynął z brytyjskimi okrętami do portu gdańskiego. Jednostki zacumowały przy portowych nabrzeżach, następnie polski dowódca kmdr por. Tadeusz Podjazd-Morgenstern, jako młodszy stopniem, złożył wizytę na flagowym okręcie brytyjskim.
Mniej więcej o godzinie 12.45 w siedzibie Komisarza RP zjawił się przedstawiciel Senatu i wystosował pisemny protest przeciw obecności polskiego okrętu w gdańskim porcie. Strona gdańska domagała się wypłynięcia kontrtorpedowca do godziny 14.00.
Komisarz Kazimierz Papée nie stracił zimnej krwi i spokojnie oświadczył o obecności okrętu zgodnej z postanowieniami traktatowymi, zapowiedział też wypłynięcie kontrtorpedowca po wypełnieniu powinności przewidzianych protokołem dyplomatycznym. Strona gdańska nie odpuściła i wkrótce potem druga nota protestacyjna została dostarczona do Wysokiego Komisarza Ligi Narodów Manfreda Graviny.
O godzinie 15.00 dowódca brytyjski kmdr Henry Daniel Pridham-Wippell zrewanżował się kurtuazyjną rewizytą na pokładzie polskiego okrętu. Wkrótce potem ORP „Wicher” wypłynął z nieprzyjaznego portu, na szczęście obyło się bez incydentów, koperta z tajnymi rozkazami pozostała nienaruszona w bezpiecznym miejscu…
Natychmiast rozgorzał spór prowadzony głównie za pośrednictwem prasowych artykułów. Kilka dni później podczas posiedzenia Volkstagu hitlerowiec Graser wykrzykiwał groźby z zapowiedzią IV rozbioru Polski. Przed Westerplatte pływał też gdański statek „Nogat” z hitlerowską flagą i z kilkuset bojówkarzami na pokładzie, którzy na wysokości składnicy tranzytowej wznosili antypolskie okrzyki.
Kilka dni później gruchnęła wieść o zaproszeniu okrętów niemieckich przez gdańskie władze, wystosowane jednak z pominięciem rządu polskiego…
Wizyta potwierdziła słabość i fasadowość Ligi Narodów
Konfrontacyjna postawa strony polskiej przyniosła sporo ciekawych skutków i rezultatów. Dwa miesiące po brytyjskiej wizycie sporna umowa została odnowiona i polskie okręty znowu mogły korzystać z gdańskiego zaplecza portowego.
Potwierdziły się też polskie obawy co do fasadowości Ligi Narodów i słabości tej instytucji w rozwiązywaniu międzypaństwowych sporów i konfliktów.
Kolejne lata miały przynieść dalszy regres i upadek autorytetu tej jakże potrzebnej instytucji.
Natomiast polscy decydenci zrozumieli potrzebę posiadania przyzwoicie prezentujących się okrętów, stąd późniejsze zwiększenie funduszy na rozwój polskiej floty.
Okręty odpłynęły, problemy zostały… Po przejęciu przez Adolfa Hitlera sterów niemieckiej władzy kwestia gdańska nabrała głębszego, niestety jeszcze bardziej złowrogiego znaczenia…