Westerplatte broni się nadal! Tymi słowami spiker Polskiego Radia przez cały tydzień rozpoczynał komunikaty na temat przebiegu walk i ogólnej sytuacji militarnej. Obrona polskiej placówki z półwyspu przy wejściu do portu gdańskiego miała trwać 12 godzin, ale żołnierze stawili znacznie dłuższy opór. W tym czasie odparli dwa silne szturmy niemieckich oddziałów, doświadczyli piekła niespodziewanego nalotu i uniemożliwili próbę podpalenia terenu składnicy.
7 września 1939 roku – kapitulacja Westerplatte
Major Sucharski czy kapitan Dąbrowski? Ten wymyślony współcześnie spór jest całkowicie jałowy i w szerszym kontekście pozbawiony sensu. Umniejsza też postawę całej załogi oraz pomija temat przeprowadzonych wcześniej ćwiczeń i przygotowań.
Siódmy dzień obrony
Sytuacja obrońców pogarszała się coraz bardziej. We wspomnianym nalocie przepadła wartownia nr 5, a stan rannych napawał coraz większymi obawami. Po niemieckiej stronie buta i arogancja ustąpiły chłodniejszej kalkulacji, do czego przyczyniły się dotkliwe straty i bardziej profesjonalny w dowodzeniu ppłk Carl Henke, który z batalionem pionierów z Rosslau-Dessau pojawił się pod Westerplatte już 2 września.
Na dzień 8 września Niemcy zaplanowali szturm generalny na obszar polskiej placówki, dzień wcześniej zamierzali przeprowadzić działania przygotowawcze i rozpoznawcze.
Rankiem 7 września o godzinie 4.26 przemówiły działa pancernika „Schleswig-Holstein”, okręt rozpoczął ostrzał polskiej placówki z dział 150 i 88 mm oraz szybkostrzelnej broni przeciwlotniczej.
Pół godziny później do ataku ruszyło sześć niemieckich plutonów ugrupowanych w trzy rzuty, celem tego ostrożnie prowadzonego natarcia było rozpoznanie polskich stanowisk obronnych i ewentualne zniszczenie napotkanych przeszkód.
Polscy żołnierze nie dali się zaskoczyć i odpowiedzieli ogniem z wartowni nr 1, placówki „Fort” oraz stanowisk sierż. Deika i plut. Bieniasza.
Koordynowany ostrzał z pancernika systematycznie niszczył wartownię nr 2, której obsada bezradnie zaległa w podziemnym przedziale bojowym. Wkrótce potem Niemcy wstrzelali się w wartownię nr 1, w której ciężkie rany odniósł strz. Jan Czywil.
Około godziny 7.00 niemieckie oddziały wycofały się, ubezpieczane osłonowym ostrzałem z pancernika. Wkrótce potem na teren placówki wtoczył się improwizowany i specjalnie wzmocniony niemiecki skład kolejowy. Rozlane z cysterny paliwo zostało podpalone, ale skutki efektownego z początku pożaru okazały się mizerne.
Nad pobojowiskiem zapadła cisza…
Decyzja o kapitulacji
W sytuacji utraty kolejnej wartowni, ciężkiego stanu rannych żołnierzy i braku nadziei na pomoc mjr Sucharski podjął decyzję o kapitulacji. Niedługo potem st. ogniomistrz Piotrowski otrzymał polecenie wywieszenia białej flagi na budynku koszarowym.
Rozkaz został rozesłany po stanowiskach obronnych drogą telefoniczną lub przez gońców.
Nie wszędzie został przyjęty ze zrozumieniem, plutonowy Piotr Buder z wartowni nr 1 zażądał formy pisemnej, potwierdzenia chciał też ppor. Kręgielski z placówki „Przystań”.
Żołnierze powoli zbierali się przy poharatanym budynku koszarowym, tam major Sucharski w krótkiej mowie podziękował za wspaniałą postawę, nakreślił też ogólną sytuację i motywy decyzji o zaprzestaniu walki.
Następnie delegacja z majorem Sucharskim, st. ogn. Piotrowskim i strz. Marianem Dobiesem ruszyła w stronę stanowisk niemieckich. W okolicach bramy głównej złączyli się z żołnierzami z wartowni nr 2 oraz obsady przeciwpancernego Boforsa.
Pierwsi napotkani żołnierze hitlerowscy przeprowadzili bezceremonialną rewizję i przywłaszczyli sobie sporo przedmiotów osobistych polskiego dowódcy. Niedługo potem pojawił się ppłk Henke i po wysłuchaniu skargi nakazał zwrot skradzionego mienia.
Nadeszła pozostała część załogi, następnie eskortowana kolumna przeszła w stronę warsztatów Rady Portu i Dróg Wodnych przy Mewim Szańcu. W tym czasie kpt. Dąbrowski i por. Grodecki przekazali większość obiektów stronie niemieckiej.
Major Sucharski w eskorcie udał się do swojego mieszkania, gdzie się odświeżył i przebrał w mundur wyjściowy.
Rannych żołnierzy polskich odwieziono sanitarkami do gdańskich szpitali, niestety już po kapitulacji zmarł strz. Jan Czywil.
Zgromadzeni przy Mewim Szańcu obrońcy otrzymali po piwie i kawałku chleba ze słoniną. Po rozdzieleniu oficerów, podoficerów i żołnierzy rozpoczęło się spisywanie personaliów i pierwsze przesłuchania. Nie próżnowała niemiecka ludność cywilna zgromadzona tłumnie po drugiej stronie Kanału Portowego. Posypały się wyzwiska, groźby, ale też z drugiej strony wydano stanowczy zakaz niedopuszczania cywili do polskich obrońców.
Pojawił się generał Friedrich Eberhardt, który pogratulował mjr. Sucharskiemu mężnej obrony. Z kapitulacji Westerplatte strona niemiecka uczyniła wielkie wydarzenie medialne, na miejscu uwijało się wielu dziennikarzy, trzeszczały migawki aparatów, a radiową relację na żywo emitowano ze specjalnego wozu transmisyjnego.
Wtedy powstała słynna fotografia, na której generał Eberhardt salutuje mjr. Sucharskiemu, układ powinien być oczywiście odwrotny, a gest niemieckiego oficera miał być wyrazem uznania wobec polskiego męstwa i woli walki. Zatem sporo elegancji i kurtuazji, nie dajmy się jednak zwieść – w tym czasie rozgrywało się piekło więzienia Victoriaschule, wyrastały baraki obozu koncentracyjnego w Stutthofie i trwały przygotowania do „rozprawy” sądowej obrońców Poczty Polskiej.
Około godziny 15.00 polskich jeńców przewieziono podstawionymi autobusami do Gdańska, oficerów zakwaterowano w hotelu Continental w bliskim sąsiedztwie dworca kolejowego, reszta trafiła w kazamaty fortyfikacji z Biskupiej Górki.
Kapitulacja Westerplatte we wspomnieniach obrońców*
Relacja mjr. Henryka Sucharskiego
„Przekazując tymczasowo dowództwo memu zastępcy udałem się z konieczności osobiście wraz ze st. ogniomistrzem Piotrowskim na linie niemieckie celem omówienia z kompetentnym dowódcą kapitulacji. Mimo iż występowałem w charakterze parlamentarza, zostałem mimo moich protestów zrewidowany przez młodego niemieckiego oficera, przy czym zabrano mi moją legitymację oficerską i V. M. (Virtuti Militari – dopisek red.).
Z dużym respektem zostałem dopiero potraktowany przez dowódcę natarcia podpułkownika Henke – dowódcę „Pionier-Lehrbataillon Dessau-Rosslau”, który mnie doprowadził do dowódcy całości generała Eberhardta.
Relacja kpt. Franciszka Dąbrowskiego
Na Westerplatte wkraczają Niemcy. Oficerowie i żołnierze Wehrmachtu rozglądają się ze zdumieniem wokoło. Szukają wzrokiem nie istniejących umocnień i legendarnych, wykrytych przez samoloty hitlerowskie stalowych bunkrów, za które lotnicy wzięli kopki skoszonego siana.
Relacja chor. Jana Gryczmana
Kiedy przyszliśmy nad kanał, Niemcy otoczyli nas ze wszystkich stron, z bronią gotową do strzału, i poprowadzili w kierunku dawnych warsztatów remontowych. W czasie pochodu filmowano nas. Zatrzymano nas poza laskiem Westerplatte, dokąd przybyli już wyżsi oficerowie niemieccy, a następnie generał. Tu dopiero mogliśmy stwierdzić, jaką garstkę stanowiliśmy wśród żołnierzy niemieckich biorących udział w natarciu w tym dniu.
Ci żołnierze jeszcze wówczas, kiedy już nie padały strzały, bali się wejść na teren Westerplatte. Patrząc na nas nie chcieli wprost wierzyć, że to jest cała załoga…”
Wspomnienia mata Bernarda Rygielskiego
Tłumaczył mat Bartoszak. Odpowiadał major Sucharski i kapitan Dąbrowski. Dowódca niemiecki pytał o stan załogi. Nie chciał wierzyć, że było nas tylko tylu; przypuszczał, że było nas 2000. Potem głośno krzyknął „Stillgestanden”, zasalutował i przemówił do nas. Uspokajał nas, żebyśmy się nie bali, wspominał Verdun, żołnierzom swoim powiedział, że to powinno być dla nich przykładem, jak garstka ludzi zadała straty przeciwnikowi.
Relacja ppor. Zdzisława Kręgielskiego
Poza terenem Westerplatte oddzielono oficerów od szeregowych. Zaczęło się przesłuchiwanie. Wyjaśnień udzielał kapitan Dąbrowski, władający językiem niemieckim. Nie było co ukrywać. I tak Niemcy za chwilę zobaczą, „w jakich warunkach broniła się załoga”. Niemcy przyjmowali odpowiedzi kapitana Dąbrowskiego z niedowierzaniem. „Jak to, bunkrów nie było, wież pancernych nie było? Gdzie wobec tego broniła się załoga?”.
*Relacje zebrane i opracowane przez Zbigniewa Flisowskiego. „Westerplatte” Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1968.
Westerplatte po bitwie…
Walki o Westerplatte dobiegły końca… Polscy obrońcy zostali rozwiezieni do oflagów i stalagów, gdzie większość z nich doczekała końca II wojny światowej. Ich powojenne losy to temat na inne, w wielu miejscach bardzo smutne opowiadanie…
Teren pobojowiska był przez kolejne tygodnie porządkowany siłami polskich więźniów, sporo rozbiórkowego materiału trafiło do Stutthofu, w którym wyrastały kolejne obiekty niemieckiego obozu koncentracyjnego.
Dwa tygodnie po kapitulacji (21 września) teren pobojowiska zwiedzał Adolf Hitler w towarzystwie oficerskiej świty, w trakcie przejścia nie zobaczył potężnych bunkrów, o których wcześniej z pełnym przekonaniem raportowali niemieccy żołnierze.
Wydarzeniu nadano spory rozgłos medialny, Führerowi towarzyszyło wielu dziennikarzy, w tym zagraniczni laureaci nagrody Pulitzera!
Ocena obrony Westerplatte uległa w ostatnich latach sporemu przewartościowaniu. Definitywnie odchodzi się od wyłącznie militarnego ujęcia tego tematu. Walki na tym izolowanym skrawku terenu nie miały bezpośredniego wpływu na przebieg obrony kraju. Natomiast symboliczny wymiar tygodnia oporu rzeczywiście niezwykły. Strona niemiecka poniosła propagandową porażkę, bo nie powiodło się błyskawiczne i głośno zapowiadane „oczyszczenie” Gdańska z przejawów polskości, a przecież to miasto stało się pretekstem rozpoczęcia najstraszliwszej wojny w dziejach ludzkości.
Westerplatte na samym początku wojny ujawniło też niemiecką tendencję do oceny przeciwnika przez pryzmat ideologiczno-rasowych uprzedzeń, przebudzenie nastąpiło dopiero kilka lat później, na zamarzniętych przedpolach Moskwy i Stalingradu…